No właśnie. I zrobił się nam rynek (chociaż ja wiem, że sam się nie zrobił, i rynek zawdzięcza to kilku osobom, którzy zrobili kawał dobrej roboty – tak, tak Tomek, pamiętamy 🙂 ). Ale czas najwyższy włączyć się w prace na rzecz budowania świadomości tego, czym się z osobna – i razem wzięci – kilka osób zajmuje.
Eryk w swoim czasie wyszedł z inicjatywą otworzenia polskiego oddziału UPA… i słusznie. Choć z drugiej strony nie wiem czy wszyscy czujemy taką potrzebę – i temu powinien dopomóc konwent, na którym moglibyśmy się spotkać i ustalić, co zostało zrobione, co jest do zrobienia i czy chcemy dalej razem pchać ten wózek. A jest sporo jeszcze rzeczy do zrobienia.
Problem, który mnie nurtuje ostatnimi czasy: brak polskiej terminologii, bądź choćby brak strategii, którymi z terminów się posługujemy w ramach naszej codziennej pracy – zwłaszcza tej części z klientami.
Podam przykład:
- ja na wizytówce (z przydziału, z Grona) mam User Interaction Designer (była też opcja User Interface Designer),
- Marcin – Interaction Designer,
- Tomek ze swoją ekipą propagują Usability,
- Eryk znowu – User Experience,
- Maciek – Information Architect,
- Marciny, ale i Robert, – z polskiego: użyteczność,
- itd.
Ja wiem, że dziedzina, w której robimy jest młoda, stąd ma prawo do nieposiadania jeszcze swojego klarownego języka. Wiem też, że jest różnica między usability oraz information architect – ale klienci tego nie wiedzą, bo i wiedzieć nie muszą. A tworzy to spore zamieszanie: „E, to Pan nie zajmuje się usability, tylko UID? My chcieliśmy kogoś od usability…”. Chyba czas najwyższy porozmawiać o stanie naszej krajowego poletka…